Choć jesień już tuż, tuż nadal możemy korzystać z ciepła pięknych promieni słonecznych.
W moje kuchni coraz częściej goszczą skarby naszej matki natury. Zapasy na zimę w mojej spiżarni rosną: soki, konfitury, dżemy…I w końcu pojawia się długo wyczekiwana dynia. O jej właściwościach pisałam tutaj…
Dzisiaj zagościła na moim stole w postaci zupy dyniowej. Pełna ciepłej barwy zachodzącego słońca, pięknego zapachu przypraw, kuszącego do próbowania jej smaku przenikającego się curry, mleczka koksowego…
Przepis umieściłam w mojej książce ,,Hashimoto. Droga do uzdrowienia siebie”
Podaje go również tutaj na blogu🙂
ZUPA DYNIOWA JULII
Składniki:
»1 mała cebulka pokrojona w kostkę
»1 ząbek czosnku
»1 łyżeczka curry w proszku
»2 łyżeczki masła klarowanego (u mnie ghee)
»1–2 szklanki pure z dyni
»¼ łyżeczki gałki muszkatołowej
»1 liść laurowy
»2 szklanki bulionu
»szczypta cukru trzcinowego
»1 szklanki mleka kokosowego
»1 łyżka skrobi ziemniaczanej lub kukurydzianej
»1 łyżka prażonych nasion dyni
Wykonanie:
Na maśle klarowanym przesmaż pokrojoną w kosteczkę cebulę i przeciśnięty przez praskę czosnek. Dodaj curry, pure z dyni, gałkę muszkatołową, liść laurowy, szczyptę cukru trzcinowego. Wszystko zalej bulionem i gotuj 10–15 min. Do mleka wsyp skrobię ziemniaczaną lub kukurydzianą. Mieszaj do uzyskania jednolitej konsystencji, po czym dolej do zupy. Zagotuj całość, stale mieszając. Ozdób kleksem mleczka kokosowego i prażonymi pestkami dyni.
Smacznego 🙂
Witaj Beatko:)
Bardzo się cieszę, że w moje ręce „wpadła” Twoja książka „Hashimoto”. Ja również od kilku lat mam „przyjemność” być posiadaczką tej choroby o bardzo egzotycznej nazwie. Co prawda nie występują u mnie /jak na razie/ jakieś przykre objawy – poza tym, że moja waga znacznie wzrosła. Wiem, że to paskudztwo rujnuje w ukryciu mój organizm, a ja za żadne skarby świata nie mogę się w sobie zebrać, żeby zacząć walczyć z tą chorobą:(
Słaba wola i słabość do słodyczy – ciągle wygrywają:((
Mam do Ciebie pytanie, jeśli chodzi o probiotyk VSL. Ile razy dziennie go zażywałaś i w jakiej formie?
Oczywiście zapraszam Cię również na mojego skromnego bloga:)
Dzień dobry,
Miło mi, że masz moją książkę i miałaś ochotę pochylić się nad nią:)
Tak jak napisałaś to paskudztwo rujnuje nasze zdrowie w ukryciu, po cichu, systematycznie:(
Wiem, że dieta jest bardzo dużym lekarstwem choć nie jedynym. Suplementacja również jest ważna.
Ja VSL zażywałam w saszetkach. Jedna saszetka dziennie na czczo rano. Bardzo mi pomogła ta kuracja, wydaje mi się,
że wpłynęła tak naprawdę na całość późniejszych działań. Życzę zdrówka i pisz jak będziesz miała jakieś pytania,
a Twojego bloga na pewno będę czytać:)
Pozdrawiam
Beata